Radio Kraków
  • A
  • A
  • A

Czy można nie być populistą?

Populizm jest sposobem legitymacji władzy przez kogokolwiek, na dodatek w dowolnych okolicznościach. To powoduje jego uniwersalność, giętkość, możliwość odradzania się po każdej stronie, prawej lub lewej. Jego paliwem jest rozczarowanie, frustracja, zwykły brak satysfakcji i wszelkie obawy. Współczesny świat nie daje nam czasu na wnikliwe jego rozpoznanie, a wymaga szybkich decyzji. Mamy trudności ze zrozumieniem tego, „gra” toczy się na wielu planszach, wielu poziomach ludzkiej aktywności. Nie dla wszystkich to, co publiczne jest równie ważne jak prywatne, to co dzieje się na innym kontynencie lub za granicą, tak samo istotne jak na rodzimym podwórku. Czasem więc jak ta sroczka widzimy (i chwalimy) tylko własny ogonek. Chyba nie można nie być populistą, choć nazwanie kogoś w ten sposób wygląda na obraźliwe.

Fot. Pixabay

Populistyczni są przywódcy

Żyjemy w medialnych, internetowych a właściwie komunikacyjnych bańkach, nasz horyzont poznawczy wyznaczany jest jednak nie tylko przez nie, także przez datę i miejsce urodzenia, różnego typu zakorzenienia – rodzinne, narodowe, religijne, genderowe, przez dostępne zasoby w postaci różnych kapitałów (ekonomiczny, kulturowy, społeczny) czy – co bardzo ważne - wiecznie nienasycony stan naszych potrzeb. W napędzanym liberalnym parowozem kapitalizmu, zglobalizowanym świecie wszystko podlega utowarowieniu, nawet szczęście. Do źródeł informacji trafiamy trochę drogami, które sami wybieramy a trochę tymi, które są nam podsuwane. Choćby dlatego, że nawet, gdy nie mamy dostępu do żadnej TV, algorytmy czytają nasze kliknięcia, nie tylko zakupowe, także zasysające wszystko, co z naszego punktu widzenia jest ciekawe i ważne. Najbardziej interesujące pytanie sprowadza się do tego, dlaczego populiści zaczynają rządzić światem, bo widzimy (czytamy, słuchamy), że w wielu miejscach rządzą.

Populistyczni są przywódcy. Populizm w ich inscenizacjach, wspartych pieniędzmi, reklamą i jazgotem mediów społecznościowych, wygrywa wybory. Są konserwatywni lub socjalistyczni, są w USA, Wenezueli, w Wielkiej Brytanii, w Indiach lub na Węgrzech. Mamy rodzimych populistów, im bardziej wytupujących swoją prawicową proweniencję, tym bardziej cytujących lewicowe rozprawy o skutkach pogłębiających się nierówności (piszą o tym P. Sadura i S. Sierakowski w „Społeczeństwie populistów”). Korzystają z arsenału dostępnych środków perswazji. Niemało płacą za ekspertyzy pisane przez think-tanki, analityków i doradców wywodzących się ze środowisk naukowych lub kulturalnych.

Czy populiści zdobędą świat? Czy populiści zdobędą świat?

Dawno temu ludzie nie mieli możliwości mówienia przywódcom, czego chcą (choćby dlatego, że przywódców niewiele to obchodziło). Gdy władza z tradycyjnej zmieniała się w wybieraną (legalną), kandydaci, chcąc być wybranymi, musieli zacząć słuchać ludzi. Poddany stawał się obywatelem. Powstały grupy interesu i partie a media kształtowały opinię publiczną. Parlament był reprezentacją i stanowił prawo. Państwo wyposażone w różnego typu aparaty realizowało polityki dedykowane różnym grupom społecznym. Wszystko wielce banalne – tylko, że teraz, nawet jeśli wymienione instytucje istnieją, ich ówcześnie przemyślane funkcje są równie przeterminowane jak trylobity. Nie ma zaufania, nie ma poczucia wspólnoty, jest polaryzacja i obawa przed destrukcją tożsamości. Podsycane jest poczucie deprywacji, z postrzeganiem, że inni mają lepiej.

Mniej więcej wiek temu, by poznać poglądy różnych grup czy kategorii społecznych, zaczęto robić sondaże. Rozpoznane treści szybko mogły już wtedy a dziś ekspresowo mogą znaleźć się w programach, deklaracjach, wypowiedziach polityków, zaraz potem w replikach namnażanych przez boty. Uproszczone stają się hasłem wyborczym, z wykrzyczanymi na wiecu emocjami. Jeśli głoszone poglądy są autorytarne, seksistowskie, rasistowskie, homofobiczne, ksenofobiczne lub antyimigranckie, to nie bez powodu. Z jakiegoś kapelusza, z jakichś realnych głów, to ponuractwo jest wyciągane. Zaprzęgnięci do boju specjaliści od efektywnego komunikowania posługują się socjotechnikami – machaniem różnymi sztandarami, wsłuchaniem się we wszelkie fobie i resentymenty, obietnicami i wskazaniami powinności, intensyfikacją lęku. Nieprzypadkowo autor książki o populistach naszego regionu z lat 90. zatytułował ją – wizje zbawienia (V. Tismăneanu).

Populizm jak kameleon na kratce

Populizm jest krytyczny wobec elit, antypluralistyczny, roszczeniowy, moralistyczny, jest elastyczny jak kameleon na kratce. Obiecuje wyciągnąć króliki z rękawa i pootwierać ślepe uliczki. Przywrócić, dokonać, obejść, jeśli istnieją bariery. Paradoks polega na tym, że populiści wchodzący w role przywódcze, niekoniecznie są dyrygentami. Są natomiast przedstawicielami establishmentu, przeciwko któremu działają, ulubieńcami mediów, bo zawsze „chlapną” coś sensacyjnego. Bezczelność sprzedaje się wyśmienicie. Do zwykłych ludzi im raczej daleko, choć mogą pisać elegie o swojej karierze usianej wszelkimi przeszkodami. Istnieje pokusa, żeby patrzeć na nich jak na Króla Maciusia I z bajki Janusza Korczaka, ale to, podobnie jak koncentrowanie się na zmiennych osobowościowych lub biograficznych, donikąd nie prowadzi.

Wyborcy partii populistycznych, entuzjaści ich liderów, przytakując krytyce bezradności państwa w rozwiązywaniu narastających problemów, niekoniecznie chcą mniej demokracji. Nie chcą być zbędni (S. Czarnowski, Ludzie zbędni w służbie przemocy) lub nie chcą, by ich życie było na przemiał (Z. Bauman). Chcą by ich głos (i oni sami) był szanowany, chcą sprawczości – własnej i tego kto umie się nią wykazać. Chcą ponadto referendów, deliberacji, rezonansu czy wpływu i żeby obietnice wyborcze ziściły się relatywnie szybko. Choć przypisywanie im takiej wiary jest chyba przesadne. Bezwzględnie jednak swoim głosem sygnalizują deficyt poczucia reprezentacji, nieempatyczne ignorowanie realnych sytuacji i odczuć. Zwrot ku populizmowi jest dobitnym wskaźnikiem, że instytucje wymagają naprawy, a instytucje - jak wykazują nobliści Daron Acemoglu, Simon Johnson i James A. Robinson są ważne. Inna sprawa, że ci sami autorzy pokazują, jak bardzo incydentalne w historii naszego globu było sprzęgnięcie czynników warunkujących dobrobyt, brak konfliktów, demokrację.

Dlaczego prawicowi populiści zdobywają tak silne poparcie w tak różnych społeczeństwach? Dlaczego prawicowi populiści zdobywają tak silne poparcie w tak różnych społeczeństwach?

Jeśli słowa mają performatywne znaczenie, tworzą rzeczywistość, którą opisują, populizm jest takim słowem, które tworzy usprawiedliwienie z jednej strony (bo historia lud uprawomocniła, bo wszyscy mamy prawa i jesteśmy podmiotami), z drugiej zaś obelgę, jeśli populistyczną obietnicę chcemy przenicować, odkryć kryjące się za nią partykularne interesy łobuzów, dbających wyłącznie o swoje majątki i wpływy. Odwoływanie się do ludu rozmywa odpowiedzialność. Mając w dyspozycji owo uprawomocnienie a wcześniej szereg instrumentów do tego, by go uzyskać, można popełnić każdą niegodziwość - „ciemny lud to kupi”. W tych słowach, użytych w polskiej polityce przez Jacka Kurskiego, jest streszczenie hochsztaplerskiego oblicza populizmu.

Dr hab Magdalena Mikołajczyk, politolożka, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego. Obecnie pracuje w Instytucie Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego. W Radiu Kraków można słuchać jej analiz w cotygodniowej audycji „Z polskiego na polski”.

Tematy:
Źródło: Opracowanie własne
Autor:
Magdalena Mikołajczyk

Opracowanie:
Jowita Gałka-Kucharska

Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (1)

B
Ble
2025-01-20
Co za bełkot

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię