"Pieszo, a może busem elektrycznym? Na licytację WOŚP trafił wspólny spacer nad Morskie Oko w towarzystwie moim oraz dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego. To świetna okazja, żeby spędzić razem czas w pięknych Tatrach, poznać mało znane miejsca, a przy okazji wesprzeć Orkiestrę. Licytujcie i widzimy się na szlaku” – zachęciła ministra Hennig-Kloska na swoim profilu społecznościowym.

Wylicytowany spacer z ministrą klimatu i środowiska oraz dyrektorem TPN ma odbyć się latem b. r. Zwyciężczyni lub zwycięzca aukcji wraz z osobą towarzyszącą mają spędzić dzień na tatrzańskich szlakach i odwiedzić siedzibę dyrekcji TPN. W planach, jak podaje MKiŚ, jest także obiad w schronisku nad Morskie Oko.

Fiakrzy wożący turystów nad Morskie Oko wozami konnymi żałują, że ministra nie skorzystała jednak z bardziej ekologicznej oferty transportu, jakim są ich fasiągi. Zwracają uwagę, że pojazdy elektryczne pozostawiają “gigantyczny ślad węglowy”, a pojazdy konne są “najbardziej ekologiczne i zgodne z przyrodą”. Dodają, że do konnego fasiągu prędzej wsiadłby król Wielkiej Brytanii Karol III, niż ministra Hennig-Kloska.

“Z chęcią byśmy przywieźli panią minister do Morskiego Oka, ale podejrzewam, że nie wsiadłaby na wóz, bo błędnie wspiera transport elektryczny na tej drodze. Zdecydowała się na przeznaczenie milionów na zakup czterech busów, zamiast wesprzeć nas w konstrukcji wozów hybrydowych. To nie ta opcja. Jakby zapromowała bryczki konne, to ekolodzy by ją zjedli” - powiedział PAP szef wozaków z Morskiego Oka Władysław Nowobilski.

Szef wozaków podkreślił, że chętnie by przewieźli ministrę klimatu, gdyby tylko zechciała, bo w przeszłości wozili już polityków, w tym premiera Kazimierza Marcinkiewcza (PiS) czy wojewodę małopolskiego Krzysztofa Klęczara (PO).

„Przewieźlibyśmy też samego króla Karola III, bo niedługo przyjedzie do Polski, a on zna się na prawdziwej ekologii i wychował się przy koniach - jego ojciec, książę Filip sam świetnie powoził, a matka królowa Elżbieta II wspaniale jeździła konno i znakomicie znała się na koniach” - przekonywał Nowobilski.

Przypomniał on, że choć ekologiczni aktywiści cały czas domagają się likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka, to nie ma żadnych merytorycznych przesłanek na ich teorie, jakoby konie na tej trasie były przemęczane. Argumentował on, że wszystkie konie przechodzą coroczne szczegółowe badania weterynaryjno-hipologiczne, w tym ortopedyczne. Na koniec ubiegłego roku prokuratura badająca sprawę przewrócenia się konia na tej trasie umorzyła postępowanie, gdyż biegłego lekarz weterynarii nie potwierdził, że dochodzi tam do złego traktowania koni.

“Ci niby obrońcy zwierząt domagają się likwidacji transportu konnego, ale rzeczywistość traktują wybiórczo - wybierają sobie to, co im pasuje i nazywają ekologią produkcję samochodów elektrycznych, a do tego potrzeba masę energii, wydobycia surowców i powstaje gigantyczny ślad węglowy, a tego akurat nie chcą widzieć. Nie patrzą na konsekwencje, a w rzeczywistości więcej robią złego. Nawet nowy prezydent USA Donald Trup wycofuje się z +pseudo ekologii+. Gdybyśmy w Polsce na prezydenta wybrali trumpodobnego człowieka, to może mielibyśmy należne nam zrozumienie tematu koni i ekologii” - zakończył Nowobilski.

Zakup czterech elektrycznych busów, które mają wozić turystów do Morskiego Oka, w ubiegłym roku sfinansowało ministerstwo. Na regularne kursy tych pojazdów nie zgadza się jednak zarządca drogi, czyli starosta tatrzański. Według zapowiedzi TPN „elektryki” mają kursować na trasie od maja - równolegle z transportem konnym.

W środę rano zainteresowanie ofertą ministry Hennig-Kloski nie było jeszcze duże – w charytatywnej aukcji brało udział kilkanaście osób, a najwyższa cena spaceru nad Morskim Okiem w jej towarzystwie przekroczyła 3 tys. zł.