Czy „Mikołajek” jest już klasyką literatury dziecięcej?

Myślę, że tak. Nie tylko ze względu na to, jak długo już jest obecny na rynku, bo to już jest ponad 60 lat! Ale myślę, że dlatego, że przedstawia nam świat, który jest już troszeczkę inną epoką. To są czasy naszych rodziców. Wchodzi pokolenie naszych dzieci, które w szkole czytają właśnie o przygodach Mikołajka. Pytanie, czy gdyby to nie była lektura, czy by po Mikołajka sięgnęli. Myślę, że to też jest ciekawe. Ale tak, jak najbardziej to już jest ten kanon literatury klasycznej dla dzieci.

W tym roku pojawiła się książka „Mikołajek. Ale się uśmialiśmy!”. I zabrałam ją ze sobą. Te sześćdziesiąt pięć najśmieszniejszych przygód Mikołajka i reszty bohaterów. Czy to właśnie o humorze warto rozmawiać w kontekście tych opowiadań?

Książka, nie zapominajmy o tym, ma być formą relaksu dla nas, jakiegoś odpoczynku. Ma też bawić. I nie zapominajmy o tej funkcji literatury. Ja sama uwielbiam to, gdy czytam książki dla dzieci. Lubię się śmiać wtedy. To jest dla mnie... To naprawdę bardzo świadczy o sile tej literatury. A Mikołajek... Wydaje mi się, że jeżeli chodzi o te kwestie humoru, dlatego jest fenomenem, że on bawi zarówno dzieci, jak i dorosłych.

To jest to, z czym udało się Goscinnemu i Sémpemu dotrzeć do tak szerokiej publiki na całym świecie. Przecież Mikołajek, już nawet nie pamiętam teraz, ale na mnóstwo języków został przetłumaczony. Jest wielkim sukcesem w dalekiej Azji. Wydaje mi się, że to jest siła tego typu klasyki literatury, że zarówno dorośli, jak i dzieci się w niej odnajdują. Podobnie jest z Paddingtonem.

(…)

To co, gumkować?

To jest pytanie, z którym jako redaktorka w ogóle klasyk się mierzyłam. Bo to jeszcze jest Paddington. I dwa, trzy lata temu podjęliśmy - jeszcze, jak pracowałam w Znaku - próbę wprowadzenia na rynek Polski innej wielkiej brytyjskiej klasyki - Enid Blyton. To też jest temat na osobną dyskusję. Ale bardzo się wpisuje w to, o czym mówisz. Tak, te książki powstawały po prostu w innych czasach.

Był inny model rodziny, inny układ sił w rodzinie. Pewne rzeczy, które teraz, na które jesteśmy właśnie wrażliwi, żeby nie sprawiać komuś przykrości, wtedy takie nie były. Wtedy one nie były uznawane jako coś obraźliwego.