Jak to możliwe, że trwająca kilkanaście lat wojna domowa w Syrii ze zniszczonymi miastami, tysiącami ofiar, milionami uchodźców, bardzo ciężkimi walkami zakończyła się tak nagle i prawie bez walki? W kilka tygodni rebelianci pokonali reżim Baszszara al-Asada. Dlaczego tak się stało?

Na to składa się cały długi proces. To jest zjawisko, a nie jednorazowy akt. Pierwsza kwestia, bardzo istotna, to jest osłabienie potencjału, którym dysponował hegemon, satrapa al-Asad. Trzymał się „dzielnie” przez długie lata, ale ten potencjał malał. Po pierwsze to jest migracja. Ta migracja to jest osłabienie nie tylko przeciwników, ale także generalnie państwa, jego zdolności, jego możliwości gospodarczych. Może nie był to kolos, ale jednak to było silne państwo. Dzisiaj to jest bardzo słabe państwo pod tym względem. Po drugie to jest kwestia zwiększającego się oporu. I to pokazuje wszystkim hegemonom, wszystkim autokratom lub reprezentantom systemów totalitarnych, że prędzej czy później, jeżeli nie dba się o swój lud, to tak się kończy.

A zaangażowanie Rosji i Iranu?

To jest jeden duży pakiet. A drugi duży pakiet to jest zdecydowanie słaba sytuacja, w której w tej chwili znajdują się obydwa te państwa. Iran szoruje po dnie. Ma mnóstwo problemów. To widać zresztą w tym sparingu Hamas, Hezbollah i Izrael, gdzie na początku Iran próbował odgrywać ważną rolę. Nie odgrywa, bo po prostu nie ma większych możliwości. Ma mnóstwo problemów wewnętrznych, głównie gospodarczych. Natomiast dla Rosji to jest papierek lakmusowy możliwości i zdolności. Największym przegranym, poza oczywiście samym głównym bohaterem, który wylądował w Rosji, są Moskwa, Federacja Rosyjska i Władimir Putin. Bardzo wiele lat trwało umacnianie się w Syrii wojskami, które zwiększały swój pobyt, nie tylko działaniami typowo wojennymi, ale samym takim zakorzenianiem się Federacji Rosyjskiej. To dawało dużo. To dawało zwiększenie pozycji w świecie. To pokazywało też pewną skuteczność w rywalizacji z innymi Stanami Zjednoczonymi na Bliskim Wschodzie z pewnymi wygranymi po stronie rosyjskiej. Przypominam tu czasy Obamy i jego niefortunnej decyzji. W związku z tym stworzył się drugi pakiet, może był nawet bardziej przesądzający niż pierwszy, bo w momencie, kiedy trzeba było pomóc satrapie, to się okazało, że odpowiedź z Moskwy przyszła: „niestety musisz sobie radzić sam, my już ci nie pomożemy”. W takiej sytuacji, w jakiej znalazł się al-Asad, silna reakcja militarna Rosji mogła być zbawienna, bo przecież już kilka razy były sytuacje krytyczne, a jednak udawało się coś zaradzić i je powstrzymać. To nie pierwszy ruch rewolucyjny, nie pierwszy ruch, który próbował coś zrobić. Tych ruchów było wiele. Inna sprawa, że one są bardzo skomplikowane i przestrzegam wszystkich optymistów przed zakładaniem, że ten ruch na pewno przyniesie demokrację.

O to chciałem zapytać, bo syryjscy rebelianci wywodzą się z ISIS, z Państwa Islamskiego. Należeli do niego około 10 lat temu. Czy pana zdaniem w Syrii cywilna dyktatura zamieni się w dyktaturę religijną, czy będziemy mieli słowem jakiś kolejny Afganistan?

Może w dyktaturę religijną niekoniecznie, ale trzeba przyznać, że ogromnym osiągnięciem w Syrii była bardzo cywilizowana twarz islamu. 75% tych muzułmanów to jednak są sunnici, czyli bardziej radykalne skrzydło, to nie są irańscy szyici, ale niezależnie od tego Syria przed wiele lat pokazała, że to są muzułmanie bardzo tolerancyjni, którzy potrafili się dogadać z innymi zdaniami, potrafili między sobą dobrze funkcjonować, potrafili być tolerancyjni na inną kulturę, na obyczaje, na zwyczaje itd. Dzisiaj rzeczywiście może nastąpić cofnięcie, bo ten odłam religijny jest wyraźny. Nieprzypadkowo talibowie z Azji Wschodniej zacierają ręce i jako pierwszy i składają gratulacje. Mówię o talibach afgańskich. Druga rzecz jest taka, że to jest chaos. Na Bliskim Wschodzie i nie tylko na Bliskim Wschodzie, w tych państwach trudnych do opanowania, niestety bardziej sprawdzają się rządy autokratyczne, rządy silnej ręki, ale sprawiedliwe rządy, czyli nie rządy okrutnych satrapów, którzy zabijają, ale takich, którzy potrafią utrzymać w ryzach swoich podopiecznych albo podwładnych, jeżeli by użyć tego języka. W związku z tym nie wiemy, dokąd to zaprowadzi. Hasłowo wygląda to na początek nieźle, bo hasła są dobre. Po pierwsze zrobimy wybory, po drugie nie będziemy się uciekali do przemocy, nie będziemy zabijać. Te wszystkie słowa i te wstępne deklaracje, pokazanie twarzy przez głównego lidera opozycji, udzielane wywiady wyglądają bardzo pozytywnie, ale mimo wszystko to jest za wcześnie, żeby już bić brawo i cieszyć się sukcesem, bo samym tym liderom, nawet czasami przy dobrych chęciach jest dość ciężko opanować tłum, masę, którą reprezentują bez stosowaniach metod autokratycznych.

W Syrii, jak pan powiedział, są rosyjskie wojska, na Morzu Śródziemnym są rosyjskie okręty. Czy teraz te wojska i ten sprzęt zostaną zaangażowane do walk w Ukrainie?

Nie sądzę, żeby został zaangażowany. Po pierwsze to jest kwestia przegrupowania tego wszystkiego, to nie jest takie proste. To jest duża odległość, trzeba to robić przede wszystkim drogą morską. Te siły nie są aż tak liczebne. Prawdą jest, że Rosja odegrała kilkakrotnie ważną rolę i prawdą jest, że siły miała na tyle wystarczające, że one mogły pomagać w utrzymaniu tego reżimu przez wiele lat, ale one nie były na tyle silne, żeby tam odgrywać jakąś przełomową rolę. W związku z tym nawet ich wycofanie nie spowoduje jakiegoś znacznego zwiększenia potencjału w wojnie w Ukrainie.

Skoro już o Ukrainie mówimy, to od tygodni i miesięcy nawet mówi się o szybkich postępach Rosjan w tym kraju i o wielkich problemach armii ukraińskiej i przede wszystkim problemach kadrowych, bo do tego dochodzi jeszcze niepewność, co niebawem zrobi Donald Trump. Czy Ukraina tę wojnę przegrywa?

Więziono ich w piwnicy razem ze zwłokami bliskich. Mieszkańcy wsi Jahidne zostali sami ze swoimi traumami Więziono ich w piwnicy razem ze zwłokami bliskich. Mieszkańcy wsi Jahidne zostali sami ze swoimi traumami

Na pewno w tej wojnie na tym etapie przewagę ma Rosja i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Ta przewaga jest głównie w obwodzie donieckim, ale dotyczy też ogólnej sytuacji, ponieważ liczba ataków rakietami manewrującymi, ale przede wszystkim dronami powoduje osłabianie potencjału zgrupowanego w tym, co nazywamy infrastrukturą krytyczna. To są węzły kolejowe, drogi, różnego typu energetyczne linie przesyłowe. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień Rosja robi wszystko, aby w czasie zimy położyć na łopatki Ukrainę, a Ukraina ze sporą pomocą Unii Europejskiej – Unia od dawna pomaga w tym zakresie Ukrainie – robi wszystko, żeby nie dać się wykończyć tej zimy. Natomiast to działanie także ma bardzo istotne znaczenie, chociaż jest mniej widowiskowe i rzadziej o nim mówimy. Razem to pokazuje, że z całą pewnością Rosja ma przewagę i z całą pewnością Ukraina znajduje się w poważnej defensywie. Dzisiaj te przegrupowania, natarcie rosyjskie w obwodzie donieckim powodują, że przesunięcie wojsk rosyjskich następuje nie w metrach, a w kilometrach. Nawet jeżeli to nie jest coś, co się widzi w kategoriach końca tej wojny, to z całą pewnością pokazuje ogromne wyczerpanie Ukrainy. Też to, co jest niestety bardzo smutne, to jest spadający brak wiary żołnierzy walczących, także społeczeństwa Ukrainy, w możliwość odniesienia zwycięstwa.

A czego się możemy spodziewać po dojściu do władzy Donalda Trumpa? Ma pan jakieś teorie? Czy on spełni te swoje obietnice, że doprowadzi przynajmniej do zawieszenia broni w Ukrainie i czy to będzie korzystne dla Ukrainy?

Ja analizuję każde słowo Władimira Putina i wszystkich jego popleczników z otoczenia, ale i także z zachodu, z różnych państw. To wygląda niestety źle. Jeżeli dzisiaj Donald Trump będzie chciał dotrzymać słowa i w ciągu 24 godzin zaprowadzić tam pokój, to ma na to małe szanse. Rosja zwiększa swoje roszczenia. Na razie były cztery obwody i Krym, teraz już kwestia NATO jest traktowana w sposób bardziej stanowczy, niż było to wcześniej. Zaczynają się przebąkiwania o tym, że może część jeszcze obwodu charkowskiego, może część mikołajowskiego. Jeszcze inni przedstawiciele Federacji Rosyjskiej mówią, że ma być to kraj neutralny, zupełnie pozbawiony jakichkolwiek zdolności. Nikt nie chce w Rosji słyszeć, że będą wojska NATO na terenie tej pozostałej, dużej Ukrainy i tak dalej i tak dalej. Trumpowi będzie ciężko to zrobić w ciągu jednego dnia. Putin wie, że również w sparingu z Trumpem ma przewagę w argumentach i nie musi się zgodzić na nic w ciągu jednego dnia.

Ale jeśli Trump poczuje się zepchnięty do narożnika, to może zacznie znacznie bardziej pomagać Ukrainie niż robił to Biden. Jest to niewykluczone, prawda?

„Ukraina jest jak słabszy bokser i to ze związaną ręką. Cywilizowany świat musi zareagować” „Ukraina jest jak słabszy bokser i to ze związaną ręką. Cywilizowany świat musi zareagować”

Nie bardzo. Może jeszcze Donald Trump się o tym nie przekonał. Ja przekonuję się coraz bardziej każdego dnia już od paru tygodni, a może nawet miesięcy, do tego co mówili mi od dawna oficerowie, generałowie ukraińscy, że bez udziału żołnierzy państw innych niż Ukraina nie da się tej wojny z Rosją wygrać. Mówili coś, w co nie wierzyłem. Dzisiaj widzę, że nie jest już głównym problemem brak broni, brak rakiet, brak pocisków, brak dronów. Problemem dużo większym jest brak przygotowanych, wyszkolonych żołnierzy ukraińskich, którzy mogą tego używać. Nawet jeżeli Donald Trump zasypie Ukrainę Bóg wie czym, to ona musi jeszcze mieć z drugiej strony żołnierzy. Ukraina musi mieć czas na ich zrekrutowanie. W tej chwili wszyscy marzą, żeby uciec na zachód, a nie zostać w Ukrainie i trwają pościgi za rekrutami. Nawet jak ich wcielą, to niestety nie będzie to tak, że od razu będą gotowi do walki, bo szkolenie na tym uzbrojeniu, które daje zachód, wymaga miesięcy, a w niektórych wypadkach nawet lat.