Kiedy moja córka miała 9 lat, wyjechała z moimi rodzicami na wycieczkę do Katowic i podczas tej drogi doszło do wypadku komunikacyjnego.uderzyły w nich dwa tiry. Wypadek był na tyle tragiczny, że zginęła również mi moja mama, a Karolina w stanie śpiączki mózgowej i śmierci klinicznej trafiła helikopterem do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Matki i Dziecka w Katowicach

- mówi Katarzyna Kubicka.

Dotarliśmy do szpitala i usłyszałam, że moje dziecko tak naprawdę nie żyje. Podtrzymują go maszyny i że mam podpisać zgodę na przeszczep organów. I tak zaczęła się ta historia, która po wielu latach, po osiemnastu latach, zakończyła się pełną radością. Karolina była w śpiączce wiele miesięcy. Pierwszym takim sukcesem było odłączenie Karoliny od aparatury i złapanie tych naturalnych odruchów, czyli oddechu. I wtedy usłyszałam coś przerażającego od lekarza, proszę ją zabrać ze szpitala. Zapytałam się, co ja mam zrobić z takim dzieckiem, które oddycha samodzielnie, ale nie ma z nim kontaktu, śpi. Usłyszałam: "Proszę szukać hospicjum, bo tam będzie miejsce dla pani dziecka". I trwało to bardzo, bardzo długo. Karolina wybudziła się w dzień swoich urodzin, prawie 12 miesięcy po wypadku. Powiedziała do mnie: mamo nie płacz już więcej, bo są dzisiaj moje urodziny". Kiedy wszyscy mówili, że mózg jest zniszczony, ona powiedziała całym zdaniem

- opowiada dyerktorka Stowarzyszenia Kika.

Wysłuchaj całej historii w podcaście.