Populizm, czyli polityk powie to, co chcą usłyszeć wyborcy
W tym tygodniu w Radiu Kraków rozmawiamy o populizmie, populistach i partiach populistycznych, również o ich wyborcach. Zacznijmy więc od studium przypadku: co w kontekście populizmu pokazuje historia edukacji zdrowotnej? Do niedawna przedmiot nowy, ważny, a od kilku dni – fakultatywny.
- Powiedziałabym, że to jest szerszy problem. Polityka się zmieniła, i to zmieniła już zanim zaczęliśmy uczyć się o polityce. Dawno temu politycy musieli słuchać swoich wyborców i w zasadzie byli ich reprezentacją. Reprezentacją grup interesu, partii politycznych, bardzo często pewnych segmentów. Na przykład, jeśli chcę, żeby na mnie głosowali ludzie klasy średniej, to mówię do nich coś. Jeśli chcę, żeby to byli rodzice, obiecuję im edukację zdrowotną. Jeśli to są, na przykład, kobiety (dzisiaj bardzo zorientowane prozdrowotnościowo), to też im obiecuję postawienie na te kwestie większego nacisku.
Sondaże pokazują jednak potem, że grupa, do której kierowaliśmy apel wyborczy jest mniejszością, a przeprowadzenie jakiejś decyzji przez parlament jest niezwykle trudne, obwarowane niezliczonymi różnymi zobowiązaniami w tych kwestiach, w których nie mamy ochoty działać. Wtedy, „raczkiem”, się wycofujemy.
To jest podwójnie złożona sytuacja, bo politycy są zakładnikami wyborców, ale tak naprawdę niekoniecznie muszą ich słuchać. Wyborca artykułuje swoje potrzeby, ale kompletnie nie ma świadomości, że uprawianie polityki w parlamencie wymaga, szczególnie w warunkach koalicyjnych, takiego „coś za coś”. Nie jest tak, że tupnięciem przeforsujemy swoją rzecz. Może istnieją ważniejsze rzeczy.
Populizm to zawsze krótka smycz. Żaden z polityków nie zrobi nic, co jest dalekosiężne, bo tak naprawdę rozliczą go za chwilę.
Wiek emerytalny i podniesienie wieku emerytalnego to jeszcze lepszy przykład.
- Te dwie sprawy o tyle śmiesznie i paradoksalnie się splatają, że moglibyśmy powiedzieć, że coś, co jest opłacalne, nie może być też wprowadzone nagłą radykalną decyzją, bo lud wyjdzie na ulicę albo odwróci się od nas w kolejnych wyborach.
W pewnym momencie brakuje czegoś edukacyjnego - że różnymi wskaźnikami pokażemy, dlaczego coś jest potrzebne. Nie jestem specjalistą od zabezpieczenia społecznego, ale na zdrowy rozum: mamy określoną sytuację demograficzną, coraz więcej ludzi starszych. Jest jeszcze druga rzecz. Partie koalicji być może mają właśnie elektorat żeński, bardziej niż męski. W Europie nie ma państw, które mają różny wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn. To jest ten sam wiek. U nas więc chodzi o przeprowadzenie niepopularnych decyzji z jakimiś szczegółowymi, dobrymi rozwiązaniami (podwyższenie wieku emerytalnego, zrównanie wieku emerytalnego). Tu bym nastawiła ucho na to, co mówi (Adrian – red.) Zandberg - mężczyźni, którzy po zawodówce, bardzo wcześnie zaczynają pracę, mogliby już w wieku 60 lat przechodzić na emerytury, a nie w 65. roku życia albo jeszcze później, bo liczy się też jaka to jest praca, jak degradująca dla organizmu. Chodzi o to, żeby mężczyźni dożywali tego wieku emerytalnego.
Populizm trafił na dobry grunt, a jest nim rozpad kapitału społecznego
Czy zatem można dzisiaj nie być populistą w świecie polityki?
- Właściwie wszyscy jesteśmy populistami. Paradoks polega na tym, że liberałowie muszą być dzisiaj populistyczni, bo jak będą bardzo liberalni, to nikt na nich nie zagłosuje. Puszczenie wszystkiego na żywioł rynkowy, grozi tym, że nierówności społeczne, które już mamy, będą jeszcze większe. W prostych opracowaniach znajdziemy całe mnóstwo przykładów, że im większe są nierówności, tym naprawdę gorzej nam się żyje. Jest mniej bezpiecznie, cały porządek może się zmienić w chaos.
Mamy przykłady z Ameryki Południowej. Tam ten chaos jest wszechogarniający i nie ma świętego, który by z tego wybrnął.
A co wzmacnia dzisiaj postawy populistyczne? Wiadomo, z jednej strony świat mediów społecznościowych, z drugiej – moment późnego kapitalizmu, w którym się znaleźliśmy, „utowarowienie”.
- Różne rzeczy. To nie jest chyba prosta odpowiedź. Bardzo ważne dla rozumienia przez nas tego fenomenu populistycznego nie jest coś, co kiedyś tłumaczyło faszyzm. Tam głęboka frustracja wynikająca z ekonomicznych kłopotów była produktywna właśnie dla faszyzmu. Tak było. Była to też ucieczka od wolności, mnóstwo sposobów tłumaczenia tego, co lunęło w, zarówno, faszystowskim, jak i później ludowym, socjalistycznym wydaniu.
Dlaczego tak się stało? Mamy dzisiaj inną sytuację. Proszę zobaczyć, że populizm i partie populistyczne rządzą w różnych kawałkach świata. To są Indie, państwa Ameryki Południowej, Donald Trump, Wiktor Orban, partie francuskie czy włoskie. Nie ma kontynentu albo sposobu sprawowania polityki, w której populizm nie zyskiwałby na atrakcyjności.
Tłumaczyłabym to na różne sposoby. Trochę teorią konfliktu – rozpada nam się kapitał społeczny. Piszą o tym socjologowie, a wśród nich ważny polski socjolog Piotr Sztompka, i pokazują, że rzeczywiście jest to samotna gra w kręgle. Staliśmy się – trochę przez media, internet, media społecznościowe – samotni. Jest potrzeba jakiejś dośrodkowości, integracji. W teorii konfliktu jest powiedziane, że wzrasta spójność grupy, jak postrzega zagrożenie z zewnątrz. Notabene, tu się zaczyna polityczność, kiedy jesteśmy „my” i „oni”. Populizm artykułuje tego typu treści, to znaczy „napuszcza” nas trochę. Ale źródłem jest jednak też coś podobnego, może nie frustracja ekonomiczna jak w przypadku faszyzmu, ale nasza potrzeba godności. Bardzo dużo o niej mówimy, ale kompletnie tego nie robimy. Oprócz tego, że kapitał się rozsypuje, to rozsypuje się więź pomiędzy segmentami elektoratu a reprezentującymi je partiami, związkami. Po prostu nikt już nikogo nie słucha.
Odpowiedzią na populizm jest ludzki aktywizm
Czyli potrzebujemy jeszcze kontr-elit do populizmu.
- Elit? Proszę zauważyć, że dość często, gdy oceniamy populizm, to potem wieszamy na tym wszystkie psy. Mówimy: populiści są antydemokratyczni. Tak nie jest. Oni chcą więcej demokracji, tylko bezpośredniej. Uważają właśnie, że nikt ich nie słucha, że mamy swoje problemy, a elity w ogóle tego nie widzą. Właściwie to doprowadziło do tych problemów.
Kiedy mamy do czynienia z taką hochsztaplerską populistyczną drużyną, to jest koszmarny pakiet. To jest pakiet polityków potrafiących publiczne pieniądze wydać na świetnych w socjotechnikach doradców, którzy im powiedzą, co jest w sondażach; którzy wejdą w nasze głowy, pozwolą wykonać w czasie kampanii wyborczej wszystkie możliwe sztuczki z użyciem botów, algorytmów, ruskich trolli. Cokolwiek, żeby wygrać. Mają do tego potencjał manipulacyjny, związany też z wiedzą ekspercką.
Wiedza ekspercka kończy się jednak na marketingu wyborczym, a problemy społeczne nie zostaną rozwiązane lub zostaną, ale powierzchownie. Nie będę się odnosiła tu do polskich przykładów. Rzućmy jakiś ochłap, a lud będzie się cieszył. To nie jest rozwiązanie problemów. Niech ktoś mi powie, jak rozwiązać problemy wykluczenia komunikacyjnego. Wcale nie jest powiedziane, że to jest tylko problem ludzi z prowincji, bo ludzie z miasta też mają problemy, tylko inne. Oczywiście rozwiązaniem jest decentralizacja: rząd i samorządy.
Natomiast rozpad kapitału społecznego to wcale nie jest „usamorządowienie”, bo nie potrafimy działać razem. Nie uczymy w szkole, jak działać razem. Gdy pytam studentów, czy ktoś ich uczył działać razem, albo czy ktoś ich uczy o tym, że ludzie są inni, to okazuje się, że tego nie ma. Inny jest obcy, wrogi. Konkuruj a nie współpracuj.
Popatrzmy tutaj na państwa skandynawskie, które też mają swoje problemy, też mają swoich populistów. Ale w tym akurat są lepsi niż my.
Czyli jest jakaś odpowiedź na populizm? Spoglądając z tej europejskiej perspektywy?
- Aktywizm, ludzki aktywizm. Ludzka wrażliwość, nie tylko polityków. Nie chodzi o to, że (w takim konserwatywnym modelu) populiści to są właśnie tacy, którzy z jednej strony hochsztaplersko mówią, że coś zrobią, a lud ciemny w to wierzy. Nie. Lud nie jest taki ciemny. Odzyskanie pewnej sterowności poprzez zwiększenie podmiotowości ludzi, ale też poprzez naprawdę dobrą edukację, wydaje mi się takim światełkiem w tunelu. Tych światełek jest bardzo mało, bo świat jest bardziej skomplikowany nie dlatego, że są populiści, tylko dlatego, że zasoby tego świata się kurczą.