Do lekarzy, którzy pojechali na misję medyczną Polskiej Fundacji Dla Afryki, zgłosiła się kobieta, której córka poważnie zachorowała. Przyszła ona na dyżur do wioski oddalonej od Mampikony o ponad 20 kilometrów. Okazało się, że 7-letnia dziewczynka Sam-Bene ma najcięższy przypadek malarii. Dr Lidia Stopyra przez cały dzień próbowała ratować ją w miejscowej przychodni. Pod koniec dnia, razem ze swoim zespołem studentów zdecydowała, że przewożą dziecko do przychodni w Mampikony.
Walcząc o życie małej Sam-Bene lekarze zrobili USG całego ciała. "Jest powiększona wątroba, nie zdziwiłabym się jakby było zapalenie. Jakby była sepsa to ten pęcherzyk powinien gorzej wyglądać. Nie jest tak źle" - mówi doktor Iza Szymońska,
Na Madagaskarze występuje głównie plazmodium falciparun, czyli najbardziej niebezpieczny rodzaj plazmodium - zarodźca powodującego malarię. Dla tego rodzaju typowa jest postać mózgowa malarii, na którą właśnie zachorowała dziewczynka.
W polskim szpitalu Sam-Bene byłaby obstawiona monitorami, podłączona do wielu urządzeń. Lekarze ze sobą wzięli jedynie pulsoksymetr, urządzenie założone na paluszek dziewczynki. "To urządzenie jest jednak teraz bardzo ważne. Ona w tym momencie głęboko śpi. Nie możemy jej co chwilę budzić i patrzeć, czy to tylko sen" - tłumaczy Lidia Stopyra. Jeśli serce 7-latki by stanęło, urządzenie by zapiszczało.
Lekarze transportują w nocy Sam-Bene do Mampikony. / fot: dzięki uprzejmości lekarzy
Dziewczynka potrzebuje transfuzji krwi, ale w Mampikony nie jest to możliwe. W Polsce dziecko by leżało na intensywnej terapii i miało zabezpieczoną krew. Na Madagaskarze takich możłiwości jednak nie ma. Lekarze musieli zatem szybko znaleźć osoby z taką samą grpuą krwi. Dawcę jednak znaleźć nie jest łatwo. Tam nie ma banku krwi, ani żadnej instytucji w stylu centrum krwiodawstwa.
Najbliższą krew udało się znaleźć 260 kilometrów od Mampikony. To 7 godzin jazdy. Dodatkowo, trzeba było zabezpieczyć dawców, ponieważ krew można tylko wymienić. W tej sytuacji lekarze zrezygnowali z tego pomysłu.
Stan małej Sam-Bene wymagał poświęcenia od wszystkich. "Klinika w Mampikony, do której lekarze przywieźli dziecko, jest kliniką zarejestrowaną do działań w dzień. Nie ma obstawy dyżurowej w nocy. Laborant przyjechał grzecznościowo, żeby wykonac testy w takich godzinach. My możemy na zmianę przy dziecku dyżurować, ale nie wiemy co jest gdzie w aptece. Dodatkowo na jutro każde z nas ma zapisanych 60-70 pacjentów" - mówi doktor Lidia Stopyra.
fot: Teresa Gut
Po ciężkich chwilach 7-latka trafiła do publicznego szpitala, który znajduje się nieopodal. Problem w tym, że w nim... nic nie ma. Są łóżka i puste sale. Nie ma sprzętu, nie ma lekarza w nocy. Jest jedynie człowiek, który będzie mógł podać leki. "To sytaucja ciężka. Tam jest dużo gorzej dla dziecka. Ustabilizowaliśmy ją i przekazujemy na noc w takie warunki. To jednak nie nasza decyzja. Jak ona tam umrze to ja będę miała przekonanie, że u nas by przeżyła" - dodaje ze smutkiem Stopyra.
Lekarzom towarzyszy reporterka Radia Kraków Teresa Gut. Zapraszamy do słuchania jej relacji od poniedziałku do piątku o 8.40 i 17.50.
Pod każdym materiałem na naszej stronie dostępny jest przycisk, dzięki któremu możecie Państwo wysyłać maile z opiniami. Wszystkie będą skrupulatnie czytane i nie pozostaną bez reakcji.
Zapraszamy również do kontaktu z nami poprzez SMS - 4080, telefonicznie (12 200 33 33 – antena,12 630 60 00 – recepcja), a także na nasz profil na Facebooku oraz Twitterze.
Zastrzegamy sobie prawo publikacji wybranych opinii.
Radio Kraków informuje,
iż od dnia 25 maja 2018 roku wprowadza aktualizację polityki prywatności i zabezpieczeń w zakresie przetwarzania
danych osobowych. Niniejsza informacja ma na celu zapoznanie osoby korzystające z Portalu Radia Kraków oraz
słuchaczy Radia Kraków ze szczegółami stosowanych przez Radio Kraków technologii oraz z przepisami o ochronie
danych osobowych, obowiązujących od dnia 25 maja 2018 roku. Zapraszamy do zapoznania się z informacjami
zawartymi w Polityce Prywatności.