Zacznę od wspomnienia Doroty Pisarek-Krzywickiej, która to wspomnienie pisała w 2007 roku w „Dzienniku Polskim”: „Umarła Irena Rolanowska. Trudno wprost w to uwierzyć, ale w czasach, kiedy wszystko da się znaleźć w Internecie, o Irenie Rolanowskiej, jednym z najwybitniejszych pedagogów, wychowawcy na przestrzeni kilkudziesięciu lat niezmierzonej rzeszy pianistów, nie ma nic. Niemal nic, bo owszem: w życiorysach publikowanych z okazji przyznanych nagród, udziału w renomowanych festiwalach lub po prostu tras koncertowych uczniowie Ireny Rolanowskiej z dumą wymieniają jej nazwisko. To jakby tytuł szlachecki. Albo legitymacja ekskluzywnego klubu”. No i można powiedzieć, że ta sytuacja wygląda w 2024 jeszcze podobnie. To się zmienia za sprawą z jednej strony konkursu, ale właśnie my też chcemy przybliżyć dzisiaj postać Ireny Rolanowskiej i stąd właśnie nasze spotkanie. Jeszcze tylko dopowiem, że Pani prof. Mariola Cieniawa była przewodniczącą jury właśnie w tym konkursie, ale także uczennicą pani Ireny Rolanowskiej.

Prof. Mariola Cieniawa: Tak, byłam uczennicą, zostałam tą uczennicą, kiedy miałam 12 lat, czyli w siódmej klasie szkoły podstawowej i pracowałam z panią profesor do końca liceum, czyli 6 lat. I muszę powiedzieć, że to był wspaniały czas, bardzo intensywny czas, ponieważ pani profesor zaryzykowała i przygotowywała mnie jako 16-letnią uczennicę wówczas Państwowego Liceum Muzycznego do wielkiego konkursu, do eliminacji. Teraz to jest jakby na porządku dziennym, że w wieku 16-17 lat młodzież przygotowuje się już do wielkich konkursów, wtedy to nie było aż tak popularne. I był to dla mnie rzeczywiście czas tych 6 lat wielkiego rozwoju pod okiem pani profesor, która była bardzo wymagająca, ale też obdarzała nas, swoich uczniów taką matczyną muzyczną miłością, można powiedzieć. Ponieważ nie miała własnej rodziny, więc wszystkie uczucia, całą swoją energię poświęcała właśnie nam.

I częścią tej edukacji były też lekcje w jej domu.

Tak. Ja właściwie pierwszy kontakt z panią profesor miałam w jej domu, kiedy moi rodzice przywieźli mnie, właśnie taką małą dziewczynkę, żeby pani profesor mnie posłuchała i zdecydowała, czy podjęłaby się mojej edukacji. Ten dom już nie istnieje. To było na rogu Al. 29 listopada i ul. Opolskiej. Tam teraz stoi wielki biurowiec. Był to dom otoczony ogrodem z taką charyzmą, taki niewielki domek. Ile razy tam przejeżdżałam już po śmierci pani profesor, on jeszcze stał. W ostatnich latach tam powstał ten biurowiec. Zawsze z wielkim sentymentem wspominam to miejsce i to nasze pierwsze spotkanie w domu pani profesor.

To jeszcze powiem, jacy uczniowie uczyli się u pani Ireny Rolanowskiej. A byli wśród nich obok Pani prof. Marioli Cieniawy, również Jacek Tosik-Warszawiak, a także Andrzej Zieliński ze Skaldów.

Prof. Milena Kędra: Tak, ale nie tylko. Ja myślę, że pani profesor pracowała w naszej szkole 54 lata, bo to trzeba podkreślić, że to były 54 lata od 1953 roku, przez jej ręce przewinęły się po prostu pokolenia młodych pianistów. Ja nawet muszę powiedzieć, że sprawdzając właśnie różne informacje różne – jej hasło na Wikipedii założył Jakub Polaczek z Nowego Jorku. Więc pani profesor ma tych swoich absolwentów po całym świecie rozprzestrzenionych. Nawet w naszej katedrze prof. Piotr Machnik to też absolwent pani profesor Rolanowskiej. Także w zasadzie myślę, że wychowała całe pokolenia pianistów.

A sama też przyjęła to wykształcenie od bardzo znanej osoby…

Dokładnie, od siostry profesora Ekiera, Haliny Ekier. Ja w ogóle myślę, że te czasy wtedy były takich wielkich postaci, wielkich osób, które poświęcały się muzyce w niezwykły sposób, tak jak panie profesor Danuta Myczkowska, Maria Szmyd-Dormus czy Janina Romańska-Werner. Te kobiety rzeczywiście oddawały serce muzyce. No i ta intensywność pracy też była inna. Ja słyszałam, że profesor Rolanowska robiła lekcje po pięć godzin.

Prof. Mariola Cieniawa: To prawda, tak to było. I jakby nie mogła zrozumieć, że też te pięć godzin czasami było dla nas trudne, bo myśmy już byli tak zmęczeni, a ona pełna energii. Tak jakby dopiero lekcja się zaczynała, a to już minęło pięć godzin.

A była drobną osobą, prawda?

Tak, tak. Była szczupła, miała taką specyficzną fizjonomię. Być może budziła troszkę respekt tą swoją fizjonomią. I rzeczywiście trzeba przyznać, że kiedy czasami się denerwowała, bo nie tak było wykonane to, co wyobrażała sobie, że ma być zupełnie inaczej, to jej mina była bardzo groźna. Nuty czasami leciały z fortepianu albo wylatywały przez okno, zdarzało się, albo były darte na kawałeczki. Budziła respekt i rzeczywiście uczniowie starali się być do tych lekcji jak najlepiej przygotowani. Także takie wspomnienia mamy. Pani profesor bardzo zawsze reagowała spontanicznie na wszystko.

Potrafiła też pochwalić?

Potrafiła pochwalić. Doceniała to, że się doszło do pewnego etapu w opracowaniu, w interpretacji utworu. Ale miała taki swój charakterystyczny gest, jak się ją oglądało w trakcie przesłuchań czy egzaminów. Jeśli coś jej się nie podobało, to tylko tak podnosiła rękę i tak machała, że wszystko to nie tak.

Prof. Milena Kędra: Ja też słyszałam o westchnieniach, że jak westchnęła, to uczniowie byli wyczuleni na westchnieniach. Pani profesor, czy to już jest akceptacja, czy może niekoniecznie. Ale rzeczywiście też legendarne było jej skupienie na szczególe, na pracy nad szczegółem, nad tekstem, nad zrozumieniem tekstu. Także to też jest taka cecha, którą wspominał Igor Kret, kiedy rozmawialiśmy jeszcze niedawno na ten temat, że właśnie patrz w szczegóły, uważaj na szczegóły. To bardzo cenne, ten taki rodzaj uważności. On być może nawet w tych czasach współczesnych nieco ginie tak w życiu, jak i w pracy nad tekstem, w pracy nad muzyką w ogóle. Także myślę, że to taka wartość, nad którą warto się może zastanowić.

I nie tylko w muzyce, prawda? Bo w ogóle ten szczegół na co dzień też jakoś umyka.

Prof. Mariola Cieniawa: Tak jak napisała pani Dorota Pisarek, pani profesor była przede wszystkim wyczulona na wypowiedź muzyczną. Ten szczegół, o którym mówimy tutaj, każdy z tych szczegółów decydował o powiedzeniu czegoś. To nie było tak, że miały być puste nuty, puste przebiegi. I to bardzo często w trakcie lekcji podstawiała pod tekst muzyczny słowa, pod motyw, pod frazę. Potrafiła śpiewać całe zdania, budując jakąś historię, działając też na wyobraźnię ucznia. I to od razu pomagało. To od razu inaczej kształtowało frazę, inaczej ustawiało wypowiedź motywu muzycznego. Taka była. To jej stwierdzenie „mówcie grając” to jest takie najbardziej charakterystyczne dla niej. To zawsze musiało mieć swoją treść, swoją esencję. Wypowiedź muzyczna, naśladująca głos człowieka. I też odwoływała się właśnie do głosu, do zaśpiewu. Fraza miała być wyśpiewana. To, co też Chopin podkreślał - grajcie, śpiewajcie, śpiewajcie palcami.

Cała rozmowa do odsłuchania w podkaście.