Zdarzały się sytuacje, kiedy informowaliśmy o tym, że zostaliśmy okradzeni, ale nie zgłaszaliśmy tego policji, bo uznaliśmy, że to nie ma sensu. Policja przyjeżdżała i za chwilę umarzała tę sprawę, bo nie było sprawcy, a nie ma sprawcy, bo nie ma monitoringu” - tak mówią mieszkańcy ulicy Cieślewskiego. Co może więcej zrobić policja?

- To brzmi dosyć groźnie, czy nawet bardzo groźnie. Ale monitoring nie załatwia całej sprawy. Nie spowoduje, że w danym miejscu będzie bezpiecznie, od tego jest policja. Ma wiele możliwości, żeby z taką sprawą sobie poradzić. To nie jest początek lat 2000, kiedy faktycznie mieliśmy do czynienia z przestępczością osiedlową - walkami kibiców i grup przestępczych. Trzeba pamiętać, że bezpieczeństwo nie jest dane raz na zawsze, trzeba o nie walczyć.

Prawdą jest, że od czasu do czasu w różnych miejscach pojawiają się grupki młodych ludzi, którzy zaczynają rozrabiać. Najpierw są to mniejsze przestępstwa, a potem to wszystko eskaluje. Kiedy? Gdy ludzie poczują się bezkarni. I policja musi zadziałać zanim dojdzie do eskalacji.

Dziki Zachód na Prądniku Czerwonym - włamania, kradzieże, pobicia. Kto zaprowadzi porządek? Dziki Zachód na Prądniku Czerwonym - włamania, kradzieże, pobicia. Kto zaprowadzi porządek?

Najważniejsze są informacje

Mówi pan, że policja ma możliwości. Z jakich konkretnie mogłaby skorzystać, żeby mieszkańcy nie musieli chodzić – z obawy o życie i zdrowie – z gazem pieprzowym w kieszeni?

- Odwołam się jeszcze do historii: kiedyś policja i prokuratura traktowały takie zdarzenia jak zabawę chuliganów, którzy się gonią, biją nawzajem; no może czasem komuś coś się stanie, ale poza tym niewiele się dzieje. Był rok 2011, kiedy zorientowano się, że są to zorganizowane grupy przestępcze; to było zaraz po zabójstwie jednego z liderów takiej grupy. Zaczęto je rozpracowywać.

Najważniejsze jest, żeby policja miała informacje. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że po pewnym czasie pojawia się strach. Na początku ludzie są zdenerwowani, chcą coś zrobić, chcą mówić, bo widzą bezsilność. Potem uznają, że nic jednak nie da się zrobić, więc pozostaje tylko niechęć i strach. Każda informacja powinna do policji dotrzeć, mimo strachu i niechęci. Nie trzeba oficjalnie zeznawać - policja zbiera informacje, które są anonimowe, poufne i na nich bazuje. Jeżeli trzeba, stosuje się różnego rodzaju środki techniczne, bo je przecież ma - to chociażby monitoring mobilny. Są informacje pochodzące od wywiadowców, agentów, a więc ludzi, którzy współpracują z policją.

Czyli policja może zrobić taki monitoring.

- Oczywiście, że może. To jest pewnego rodzaju zasadzka na tych, ale najczęściej takim najprostszym rozwiązaniem jest długotrwała obserwacja i obecność służb na miejscu - działających po cywilnemu wywiadowców, policjantów z wydziałów kryminalnych, również z Centralnego Biura Śledczego. To oni są zwykle angażowani w terenie. A jak są tam, to mogą zatrzymać tych ludzi na gorącym uczynku, bo to jest najlepszy moment.

Pamiętam taką sytuację w Krakowie, że ktoś strzelał do okien jadących autobusów z wiatrówki - przez dwa tygodnie leżeliśmy w trawie po to, żeby tych ludzi schwytać. No i się udało. Policjanci pracują w różny sposób, udając, maskując się, czasami wykorzystując różne lokale - esencja pracy policji. Ale to trzeba po prostu planować, także miejsca. I mieć orientację, gdzie ci ludzie się pojawiają. Nie sądzę, żeby ci, którzy pojawiają się na osiedlach byli do końca anonimowi, przypuszczalnie to są ludzie, którzy tam po prostu mieszkają.

Każda przestępczość jest groźna

Mieszkańcy mówią, że ich nie znają, że to nie są osoby „stąd”.

- Rozumiem. Czasami ludzie wiedzą więcej niż oficjalnie mówią, ale na pewno jest to zadanie również i dla policji, dla dzielnicowych, którzy pracują w tym terenie.

To są jakieś amatorskie grupy? Jest jakaś aktywność w Krakowie pseudokibiców a może to już jest przeszłość?

- Grupy pseudokibiców oczywiście są. Trochę już zeszły do podziemia, ale wciąż są to bardzo groźne grupy. Myślę, że przekonały się z czasem, że te ustawki, czy wjazdy na osiedla, powodują, że cierpi na tym interes - przede wszystkim handel narkotykami. Grupy, które rozbijano w ostatnich dwóch latach są powiązane z przestępcami z innych krajów. To jest sprowadzanie narkotyków z Hiszpanii, z Holandii. I fakt, że o nich nie słyszymy, nie oznacza, że ich nie ma. Mówimy o dużej przestępczości zorganizowanej. Owszem, są ludzie związani z pseudokibicami, trochę z niższego szczebla - chcą się pokazać, zaimponować. Nagrywają te swoje wyczyny i potem odtwarzają i patrzą, co kto zrobił.

Nie przesądzam jednak, kto terroryzuje mieszkańców. Każda przestępczość jest groźna, każdą trzeba ścigać, bo jeżeli tego nie będzie się robić, to pojawią się poważniejsze przestępstwa. Ale rozumiem, że dla każdego człowieka podpalona wiata na jego osiedlu czy skradziony samochód, to jest przestępstwo poważne i należy je ścigać.

Co można zrobić teraz? Mieszkańcy mówią: monitoring i szlaban, tego chcą w pierwszej kolejności. A pana zdaniem?

- Jeżeli jest tak, jak pan powiedział, że to są ludzie groźni, bo zdarzają się wymuszenia, napady, kradzieże, to możemy przypuszczać, że mamy do czynienia z przestępczością zorganizowaną; może jeszcze w nieprofesjonalny sposób, ale przestępczością. I ona powinna zostać rozpracowywana przez policjantów. Monitoring? Oczywiście tak, ale nie załatwi wszystkiego - jeżeli przestępcy wiedzą, że w danym miejscu jest monitoring, to przeniosą się w inne. Też trzeba pamiętać, że monitoring, monitoringowi nie jest równy. Ludziom się wydaje, że zamontuje się kamerę i ona będzie rejestrowała obraz, a monitoring z prawdziwego zdarzenia to taki, kiedy ktoś siedzi po drugiej stronie tej kamery i cały czas obserwuje. Zamontowanie szlabanu? Spowoduje, że nie każdy wjedzie na to osiedle, ale pytanie: czy ci ludzie wjeżdżają tam samochodami? Szlaban to zupełnie inny rodzaj bezpieczeństwa.